Wpis dwunasty,  o tym jak zostać Koreańczykiem – część pierwsza.

Wpis dwunasty,  o tym jak zostać Koreańczykiem – część pierwsza.

Kto wie, może się to komuś przyda, jak się przyda to dobrze, a jak się nie przyda, to też dobrze, przynajmniej jest o czym napisać i dać upust swojemu zamiłowaniu do grafomaństwa.

W zamierzchłych czasach, na krótko przed początkiem XXI w. rozpoczynając jako człowiek młody (nieletni) i nieobyty samotne jestestwo w Wielkiej Brytanii i zbieranie pieczątek w paszporcie z orzełkiem, schronienia udzielała mi znajoma z podobnym paszportem, zamężna z niezwykle uprzejmym Hiszpanem. Skarżyli się oni wówczas, że małżonka, nie będąc mieszkanką Jeworpskiego Sojuza za każdym razem oddzielana jest od męża podczas odprawcy paszportowej przy wjeździe.

Zmieniło się to znacząco po 2004 roku powodując znaczny wzrost wartości polskiego paszportu i napływu rodaków na wyspy. W owym czasie co bardziej przedsiębiorcze rodaczki zaczęły wstępować (za odpowiednią opłatą) i tymczasowe związki małżeśnkie najczęściej z przybyszami z  bliskiego wschodu, pozwalając im na uprawomocnienie ich pobytu. Małżeństwo, zgodnie z zamierzeniem, nierzadko spisanym wstępnie na umowie, rozpadało się, prawo do pobytu natomiast, zgodnie z prawodawstwem związku państw na Starym Kontynencie pozostawało. Pozostaje zapewne do dzisiaj

Dlaczego wpomina się o tym na początku opisu poświęconemu dalekowschodniemu krajowi. Ano, aby rozwiać płonne nadzieje, że podobny zabieg znajdzie tam zastosowanie. Istnieje co prawda wiza dla małżeństw (F-2-6), jednakże jest ona przyznawana jedynie na okres dwóch lat i wymaga odnowienia. Ponadto, jej ważność ustaje z dniem unieważnienia małżeństwa wyrokiem sądowym (chyba, że rozwód nastąpił z wyłącznej, bądź głównej winy koreańskiego współmałżonka; wtedy przyznaje się prawo pozostania w kraju). Chociaż posiadanie współmałżonka znacząco upraszcza nabywanie obywatelstwa, ale o tym później.

Co więcej, nawet osoby urodzone w Korei nie uzyskują jej obywatelstwa, jeśli rodzice takowego nie posiadają. Nie dotyczy bezpaństwowców.

W Korei istnieje w ogóle cała mnogość wiz dla różnego typu cudzoziemców nadających różne przywileje i posiadające różne ograniczenia. Zainteresowanych wypada odesłać do stron Ministerstwa Sprawiedliwości.

Oczywiście odwiedzić można na 90 dni bez szczególnej wizy, po tym okresie należy jednak zarejestrować pobyt. Wiele osób stosuje wybieg w postaci krótkiego wyjazdu za granicę  (np. do Japonii, bo blisko, tanio i ciekawie) i po powrocie rozpoczęcia nowego dziewięćdziesięciodniowego pobytu. Na dłuższą mętę, skuteczność takiego rozwiązanie pozostaje jednak pod znakiem zapytania.

Najszybszym sposobem uzyskania pobytu stałego jest zakup mieszkania. Wyznaczone są obszary, w których miesznkania przeznaczone są do zakupu przez cudzoziemców (być może po to, żeby nie szwędali się po reszcie kraju) i zakup mieszkania w tych wyznaczonych obszarach (np. niedaleko lotniska w Inczon, czy też na wyspie Czedżu), w kwocie powyżej ustalonej w ustawie (obecnie jest to pół miliona dolarów), spowoduje przyznanie wizy F-5 na stały pobyt. Cudzoziemcy mogą oczywiście nabywać mieszkania w całym kraju, jednak zakup poza wyznaczonym obszarem nie zaowocuje zmianą w prawie pobytu.

Można też zainwestować. Jeśli zainwestuje się kwotę wyższą od przewidzianej w ustawie, uzyskuje się wizę D-1.

Ja przybyłem do Korei w 2012 roku z wizą E-7 załatwioną przez pracodawcę. Najczęściej przybywa się z jakąś wizą z rodzaju E (dla szczególnych zawodów), wzdlęgnie D-2 dla uczących się. Przy czym, szkoły językowe nie pomagają w załatwianiu wizy D-2, aby ją utrzymać należy zostać przyjętym na studia dzienne przez jeden z tamtejszych uniwersytetów. Obydwie wymagają corocznego przedłużania.

Po kilku latach mieszkania w tym pięknym kraju zacząłem interesować się możliwością uzyskania pobytu stałego, względnie obywatelstwa. Jednym z warunków jest przemieszkanie tam pięciu lat, kolejnym (wówczas było) zdanie egzamina z języka, tzw. TOPIKa na poziom powyżej 3. z sześciu. 

Do egzaminu przystąpiłem w 2017 roku i udało mi się uzyskać 4. poziom. Radośnie udałem się więc do urzędu ds. cudzoziemców, gdzie niestety powiadomiono mnie, że do wymaganego pięcioletniego okresu zamieszkania nie wlicza się wyjazdów dłuższych niż trzy miesiące. Niestety, w związku z pracą w Arabii Saudyjskiej te nieobecności były o wiele dłuższe. Szczęścliwie zdany egzamin upoważniał mnie do ubiegania się o tzw. długi pobyt, czyli wizę F-2-7. Ta jest ważna pięc lat, upoważnia do podejmowania pracy oraz przebywania w Korei bez pracy (aby przedłużyć wizę typu „E” każdorazowo potrzebne jest zaświadczenie o pracy wydane przez pracodawcę, tzw. 재직 증명서, ponadto traci ona ważność z chwilą ustania stosunku pracy).

F-2-7 przyznawana jest na podstawie uzyskanych punktów. Jest minimalna ich liczba która upoważnia do uzyskania wizy. Punkty uzyskuje się za wiek (bodajże w wielku 30-tu lub 35-ciu lat przyznawana jest maksymalna ilość, powyżej tego wieku ilość się zmniejsza), za wysokość dochodów, za wysokość odprowadzanych podatków, wyształcenie. Uczestnictwo w programie KIIP (o tym za chwilę) również daje dużą liczbę dodatnich punktów. Ujemne punkty uzyskuje się np. za konflikty z prawem, takie jak wykroczenia drogowe, czy też zakłócanie porządku (o poważniejszych nie wspominając).

Podanie z załącznikami składa się w urzędzie ds. wjazdów, wyjazdów i cudzoziemców. W Seulu rozpatrzenie podania zajmuje ponad miesiąc, u nas na wiosce rozpatrzono je bodajże w dwa dni.

Warto dodać, że w Korei ważność każdego egzaminu (np. tego TOPIKa) wynosi dwa lata. Po upływie tego czasu należy ponownie do niego przystępować.

Gdzieś pomiędzy 2019, a 2020 rokiem nastąpiła zmiana w przepisach i w miejsce TOPIKa wprowadzono obowiązek uzyskania świadectwa zdanego egzaminu końcowego KIIP jako warunek uzyskania stałego pobytu, lub obywatelstwa.

KIIP to pięcioetapowe (przy czym piąty etap składa się z dwóch części) bezpłatne szkolenie przeznaczone dla cudzociemców, którzy chcą osiedlić się na stałe, bądź na dłuższy czas w Korei. Szkolenie obejmuje język, a także dosyć dokładne wiadomości o historii, geografii, uwarunkowaniach społecznych, politycznych a także o możliwościach uzyskania wsparcia dla cudzoziemców, kobiet i dzieci (uczestnikami szkolenia w przeważającej większości są małżonki Koreańczyków pochodzące z zza granicy, np. Filipin, Syjamu, czy Wietnamu, a także komunistycznych, tzw. Chin), emerytalnych itp.

Szkolenie składa się z pięciu poziomów, jednak przed rozpoczęciem naleźy przystąpić do egzaminu diagnostycznego. Uzyskanie powyżej 85 punktów na sto możliwych upoważnia do ominięcia szkolenia i przystąpienia od razu do końcowego egzaminu.

Egzamin odbywa się w kilku wybranych miejscowościach (co ciekawe, nie ma wśród nich Seulu) i wymaga uprzedniego zarejestrowania na stronie http://www.kiiptest.org. Liczba miejsc jest ograniczona i podzielona na cudzoziemców z koreańskim pochodzeniem i tych bez. Dużo więcej miejsc przeznaczono dla tych pierwszych.

W zeszłym roku egzaminy przekładano kilkakrotnie, mnie udało się uzyskać miejsce we wrześniu, tylko po to, żeby po przyjeździe do Korei i odbyciu obowiązkowego odosobnienia dowiedzieć się, że egzamin odwołano.

Kolejny termin udało się uzyskać dopiero w marcu br. W Łondziu. To okropne miejsce. Nie dość, że nie ma tam nic ciekawego, to jeszcze jest tak zakurzone, że po lekkim deszczu samochód był cały czarny.

Egzamin wyznaczony był na godzinę dwunastą, przed tem należało umyć auto, a więc po drodze odwiedziłem jeszcze myjnię przy stacji benzynowej. Tam biedna pracownica uwijała się między nalewaniem paliwa a nasmarowywaniem samochodów przeznaczonych do mycia. Trochę to trwało, ale taka biedna była ta kobieta, że nie miałem serca jej poganiać. Zreszta i tak przed salą egzaminacyjną byłem kwadrans po jedenastej.

Zapisy odbywały się dopiero od wpół-do dwunastej. Przy zapisach należało przedłożyć kennkartę a także oddać do przechowania wszelkie urządzenia elektroniczne. Żeby nie ściągać. Stroje uczestników były różne, to takie nieco zastanawiające. Od wytartych dresów, przez dżinsy i koszulki, po garsonki (czy jak tam się nazywają te garnitury, co to je białki noszą) i garnitury (niżej podpisany).

Egzamin składał się z dwóch części – pisemnej i ustnej. Część pisemną zdaje się w sali, przy pojedyńczych ławkach, między którymi są znaczące odstępy, a mimo tego, test jest podzielony na grupy.   Od chwili rozpoczęcia egzaminu, do jego zakończenia nie można Sali opuszczać, choćby się waliło i paliło. Nie ma, że „chcę do łazienki”, albo „już skończyłem”, czy cóś takie. Na tyłku trzeba siedzieć i już.

Dlatego też, wpuszczają do pół godziny przed egzaminem, żeby się usadzić, wyłazienkować, a także wypełnić swoje danie na arkuszu pytań i karcie odpowiedzi (jest taka kartka, gdzie się zaznacza kropami odpowiedzi, co by ich komputer potem rozczytał, nawet taki pisak dają, co to im trzeba pisać, własnym nie można).

Część ustną zdaje się piątkami. Znaczy się pięć osób wchodzi jednocześnie do sali i odpowiada na pytania dwójki egzaminatorów.  To bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Szczególnie na egzamnie, na który przychodzą osoby o różnym poziomie znajomości języka i widząc wysoki poziom osoby obok, niewątpliwie bardziej przejmą się swoimi potknięciami. Pytań jest w każdym razie pięć dla każdego z przystępujących do egzaminu. Jednym z nich jest polecenie przeczytania akapitu z kartki, dwa kolejne dotyczą tego, co na kartce zapisano, a dwa kolejne nie są z nim związane.

A na swoją kolejność trzeba czekać. Siedzi się i czeka, czasem nawet dwie godziny. No i wyjść można co najwyżej do ustępu, a i to z obstawą.

A wyniki są wyświetlane na stronie (tej samej, na której są robione zapisy) po dwóch tygodniach.  

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: