wpis jedenasty

O tym jak się kupuje zegarki w XXI w.

Bo jednak ma się w większości te stare przyzwyczajenia, że wchodzi się do sklepu z zegarkami, na przykład, prosi się o zegarek, sprzedawcę o poradę ewentualnie, płaci, dostaje resztę i wychodzi. Są takie sklepy, ale okazuje się, że to teraz rzadkość. W XXI w. Nawet zakupy muszą być „niezapomnianym przeżyciem”, a to czy dobrym, czy nie do końca, wydaje się mniej istotne.

Koleżance, powiedzmy bliższej, zbliżała się rocznica urodzin.  Z tej przyczyny udało sie zorganizować spoktanie we dwoje, na którym nie wypadało pojawiać się z pustymi rękoma. Koleżanka niestety nie gustuje w biżuterii, a w wynalazkach różnistych z pod znaku nadgryzionego jabłka. Wydawało się zatem, że zakup zegarka, który mógłby zostać sprzężony z tożsamym urządzeniem nadawczo odbiorczym, będzie stosunkowo łatwy i stosunkowo udany. Jakże złudne było to przeświadczenie.

Kiedy ze względu na różne zaplanowane na ten dzień zobowiązania pozostały niecałe trzy godziny do rzeczonego spotkania, najoczywistszym wydawał się zakup podarku w miejscu   o dużym natężeniu urządzeń elektronicznych. Są takie wspaniale domy towarowe w Seulu pod nazwą „Techno Mart” . Nie są to wcale wydumane, ociekające złotem pałace z marmurowymi posadzkami, jak Shinsaege, czy Hyundai. Nic z tych rzeczy, to zwykłe kupieckie domy towarowe, coś jak d.t. Chylonia przy skrzyżowaniu Kartuskiej z dawną Czerwonych Kosynierów (jeśli jescze jest czynny), albo hala targowa. Po prostu kupcy wynajmują tam stoiska i sprzedają produkty, a każde piętro stanowi oddzielny dział – ubrania, markowe ubrania, meble, fotografia i AV, elektronika, jest też piętro z jadłodajniami, a na szczycie znajduje się kino. No i oczywiście jest też całe piętro poświęcone telefonom komórkowym i ich oprzyrządowaniu.

Niestety, o ile telefonów od na ćwierć zjedzonej antonówki było tam zatrzęsienie, tak zegarków brak absolutny, choć było mnóstwo podobnych wyrobów ich największego przeciwnika. Być może to wyraz przywiązania do rodzimych produktów ze strony sprzedawców. Nic straconego. Oprócz czasu.

Szczęścliwie, zaledwie kilkanaście minut jazdy dalej znajdował sie miejscowy media markiet, gdzie zegarek owszem był, ale męski. Damski to za miesiąc. Najwcześniej.

Łooo panie. Nie może przecież być tak, że w całym Seulu nie ma jabłkowego damskiego zegarka. Tak zaingadowany telefon wskazał fabryczny sklep umiejscowiony w głównym ośrodku IFC mall, czyli wielkiej galerii handlowej, umiejscowionej w rządowej dzielnicy, przeznaczonej dla tych, co to albo maja za dużo pieniędzy, albo chcą pokazać, że mają za dużo pieniędzy, albo dla jednych i drugich.

Jest to jedno z tych miejsc położonych w głównych częściach wielkich miast, co to do nich ani dojechać (bo otoczone są układem dróg jednokierunkowych), ani postawić gabloty nie ma gdzie. Oczywiście, mieszkańcom to dobrze, bo se dojadą, czy to kolejką podziemną, czy to jakim innym środkiem transportu zbiorowego, ale jak już ktoś dojeżdża 200km z wiochy (choćby najbardziej malowniczej), to już się robi zagadnienie.

Szczęśliwie, wokół starego lotniska, przeroboionego na park, znalazło się płatne (nie za drogo) miejsce, więc choć została już tylko godzinka, to chyc przez park, chyc przez przejście, w lewo, w prawo kawałek prosto, ucieczka spod kół jakiegoś bentleya wyjeżdżającego z parkingu i już galeria. Za drzwiami, jeszcze piętnaście minut na rozpracowanie rzutu piętra i można szukać i znależć żądan sklep.

A tam panie, jak w ulu. Ludzi mrowie i wszyscy bzyczą przy gablotach, a tam zegarki, telefony długopisy i różne takie ustrojstwa i wszystkie z jabłuszkiem. A ludzie i młode, i stare i z dziećmi. I jeszcze te sprzedawcy, też jak dzieci, latają ubrane w te koszulki, jakby śmieci wyszli wyrzucić, a nie do roboty. Nie wiem, kto to wymyśla naprawdę i jeszcze się cieszy, że to takie „współczesne” i „niepretensjonalne”.

I podchodzi taki chłoptaś z ekranikiem, co to brudny jest od paluchów jego i wszystkich jego klientów, i pyta. No prosta odpowiedź „ proszę zegarek dla kobiety, taki co się waszym klientkom najbardziej podoba, co go najwięcej biorą”. Oczywiście odpowiedź padła w nadziej, że cały zakup nie zajmie więcej niż pięć minut, no może siedem, jak sprzedawca będzie nieogarnięty.

A on, że on będzie dobierać. I podtyka ten ekranik, że mają to i tamto i siamto i że tutaj wieś tańczy, a tutaj sioło śpiewa.

„Panie, człowieku młody, ja że się nie wyznaje na tym, co Pan do mnie rozmawiasz. Daj Pan ZEGAREK DAMSKI, co ich najwięcej baby biero.”

„No tak, ale to dobrać trzeba, tu na ekraniku, jest taki i siaki i owaki i ma to i tamto i siamto.”

I tak w koło Macieju. Zupełny brak jakiejkolwiek nici porozumienia. Jakby z różnych planet. Jakby w różnych językach. To się chyba nazywa „różnicą pokoleniową”…

W końcu jakiś kierownik się zlitował i podmienił na nieco bardziej kumatą babeczkę, która pokazała zegarki damskie (jakiż to wielki krok do przodu!). Paletę kolorów (no, ale wiadomo, że jak dla dziewczynki to biały), poradziła jakie mają paski (okazuje się, że nie tylko skórzane, bo jeszcze silikonowe i plastikowe, ciekawe po co takie mają…) i wreszcie niby już był uzbierany ten zegarek, ale jeszcze trzeba było w jej telefon wpisać coś po coś i dopiero można było zapłacić, poczekać, dostać i wreszcze WYJŚĆ z tego ula.

Koniec końców złożyło się szczęścliwie, bo koleżance przedłużyło się w robocie a zegarek się spodobał.

Ale następnym razem trzeba będzie pójść do normalnego zegarmistrza.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: