wpis trzeci

Ostatnia każda podróż niesie jakąś przygodę, poprzednio wizyta w lotniskowej lecznicy, a tym razem pomylona data podróży. Szczęśliwie i dzięki uprzejmym paniom telefonistkom w liniach lotniczych, jakoś udało się zmienić datę niezbyt wysokim kosztem. Co prawda trzykrotnie trzeba było zmieniać kartę, bo żadna nie działała, ale to jest już chyba bardziej moja wina. Jakoś nigdy nie nauczyłem się posługiwać ani kartami ani telefonami komórkowymi… Chyba nigdy już się tego nie nauczę. W sumie, to cały ten dzień jakoś nie szedł za dobrze. Najpierw uciekł autobus z pod mojej nadmosrkiej kryjówki, następny jechał na inny dworzec, co wymusiło zmianę planów, a potem okazało się, że i tak cała ta podróż jest o dzień spóźniona. Na szczęście piękne krajobrazy otaczające kryjówkę wynagradzają to z nawiązką. Szczególnie zimą, kiedy wzburzone morze można fotografować na tle ośnieżonych szczytów gór. Tym bardziej, że dzięki czystemu powietrzu widać je ostro jak na dłoni.

Swoją drogą, mimo mroźnej styczniowo-lutowej aury, wydaje się, że jest cieplej niż na pustyni. Bo oczywiście wszystkim się wydaje, że na bliskim wschodzie jest zawsze gorąco i upał i krótkie majtki. A guzik. Jest zimno i sucho. Arabowie chodzą odziani w wielbłądzie skóry i futra, a temperatura zniża się do prawie zera stopni (w tym roku najniższą był jeden stopnie na plusie – słownie kurtka jeden stopień, nie inaczej jak nad polskim morzem). Jeszcze jak w dzień słoneczko poświeci, to jeszcze idzie wytrzymać, ale jak słoneczko zajdzie to nie polecam. Dobowa różnica temperatur wynosi średnio coś z 15-20 stopni, czyli rano mróz, po południu upał. I jak tu się nie przeziębić? A jak już ktoś się przeziębi, to jak wytłumaczyć, że to nie koronawirus?

Wody też ciepłej nie ma, bo trzymają wodę w baniakach na dachach budynków (bieżąca woda nie jest niestety codziennością, chociaż w pustynnym kraju jest to do zrozumienia), więc latem jest gorąco a zimą jest zimna (w końcu takie jest odwieczne prawo natury).

Jeszcze jakeśmy mieszkali w mieście to szło wytrzymieć, ale ostatnio zakład pracy przeniósł kwaterę do zamiejskiego osiedla za murem i drutem kolczastym. I żeb nie było – wewnątrz tego muru to jest nawet znośnie jakieś tam baseny, bajery, rowery (znaczy takie maszyny do pedałowania, nigdzie to nie jeździ – albo takie do chodzenia w miejscu jak chomik…), ale na zewnątrz to już nie poszaleje, bo raz – że nic nie ma, tylko piasek do okoła. Najlbliżej to jest stacja benzynowa, coś ze trzy kilometry, nawet jadłodajnia tam jest, tyle, że dojście jest poboczem autobaną a jedzenie, które można tam dostać smakuje jak… z drugiej ręki… No możnaby sobie pochodzić po okolicy, tylko, że – dwa – zimno i wieje, oprócz tego zamiast świeżego pustynnego kurzu pełno spalin od autobany, to jeszcze – trzy – trzeba uważać na te zdziczałe kundle przecież. Pełno ich na tej pustyni, wielkie to to jak koń, chodzi watahami, niczego się nie boi i podobnież ludziom podskakuje. Podobnież, ale wolę nie sprawdzać, zresztą parę razy podczas spacerów natknąłem się na te bydlęta i faktycznie robią wrażenie i faktycznie nie boją się ani ludzi, ani samochodów. Przy czym też można zrozumieć dlaczego te psy ludzi tak nie lubią niczym wilcy. Islam przecież zakazuje hodowania psów, jako zwierząt nieczystych, więc te arabskie doświadczają tylko nieprzyjemności od ludzi – szczególnie tych na pustynnych terenach podmiejskich i wiejskich, a część z nich, jeśli wierzyć artykułom prasowym na ten temat, to zwierzęta porzucone przez właścicieli. Mają więc pewnie uraz do ludzi, i to, patrząc na co poniektórych, pewnie całkiem słusznie.

Ale takie chodzenie sobie wszędzie to może i zajmuje więcej czasu, męczy i zużywa buty, ale jednak jest prostsze. Szczególnie w tym kraju, gdzie dzięki systemu kamer panuje pernamientna inwigilacja wszystkiego i wszystkich. Ostatnio dotarł mandat w kwocie pięciuset złotych za wykorzystanie telefonu komórkowego podczas prowadzenia pojazdu w celu wykonania zdjęcia podróżującego wielbłąca. No i nie wiadomo jak oni to złapali. A jak się chodziło z buta to można było fotografować sobie wszystko (no bo wszystkich, to nie).

I jeszcze przez tego koronawirusa zasranego to nawet sobie do kryjówki pojechać nie można. Też powariowali. To już będzie miesiąc nazad, jak latali w tych maskach po lotnisku i gdzie bądź, że w Korei to było jak w Arabii, że tylko w ślipia można było patrzeć. Swoją drogą Arabki przynajmniej mają już te maski w swoich strojach, a też mnie ostatnio rozbroiła białka na stacji benzynowej z czerczefem od Nike. Ad rem, to w tych maskach latają, tam je gdzieś w krzakach sprzedają za miliony (a na lotnisku trzeba deklarować  każdą wywiezioną maseczkę) a im rośnie. Bo kurde nie wiedzą do czego mydło służy. U nas na budowie to samo, niby sami ludzie z dyplomami a po ustępie to rąk nikt nie myje, już prędzej zęby (bo wszystkie żółtki mają obesję na punkcie mycia zębów). To jak się ma nie rozprzestrzeniać jakieś choróbsko, obojętnie, czy odzwierzęce, czy jakieś inne, czy nawet żółtaczka zwykła. Myjta ludzie te łapska.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: