wpis drugi

Słowa te piszę, siedząc w arabskim mieszkaniu, jedną ręką. Znaczy, nie, że tak sprawnie, tylko drugą akuratnie mam poszytą i obandażowaną. Tymczasowo nie do użytku. A to wszystko zaczęło się wczoraj, kiedy szykowałem się szybko do ewakuacji z ukochanej kryjówki nad Morzem Japońskim. Szybki prysznic, obgalanko. Na twarzy oczywiście, ja jestem staroświecki człowiek i uważam, że chłop powinien mieć zagajnik na klacie i w innych miejscach. W dawnych czasach, kiedy jeszcze na plaży na Brzeżnie urządzano koncerty (dla młodszych Natalia Kukulska, dla starszych Republika), w przerwie ogłoszono nawet konkurs na najbardziej owłosioną klatkę piersiową. A teraz panowie się woskują tu i ówdzie, ale nie na twarzy. Ciekawe, co powiedziałby na to Piotr I.

Ad rem.

No więc golonko i tak na szybko, szybko, bo PKS na lotnisko za niecałe czterdzieści minut, więc jeszcze woda kolońska (podobnież taka z psiukaczem, to się nazywa toaletowa, ale się źle kojarzy). No i właśnie, woda bum o szklane drzwi od łazienki, wibracje, naturalna częstotliwość i trzask, butelka w strzępach, a cała łapa we krwi. A do PKSu już tylko pół godziny. Szybka owijka papierem, koszula z krótkim rękawem mimo jesieni, bo każda inna zaraz byłaby we krwi, no i sruu po siąsiadach, może ktoś ma coś na opatrunek. Bo tu PKS zaraz…

Nikogo nie było, nikt nic nie miał, udało mi się tylko sąsiadkę w windzie wystraszyć, po drodze do śmietnika przechodnia obserwującego jak ociekającą krwią dłoń probuję owinąć w zakupiony dopiero co bandaż, oraz ekpedientkę w lokalnej jadłodajni, gdzie zaopatrując się na drogę zabrudziłem posadzkę kolorem krwistego karminu.

Niezwykle wydajna komunkacja miejska w Seulu jest nieustannie obiektem zachwytu, mojego co prawda nie, bo nie jestem entuzjastą przebywania w metalowej puszce poruszającej się wydrążoną w zemi dziurą. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że dziury te wydrążone w różnych miejscach metropolii pozwalają przemieszczać się po niej dość skutecznie. Ustępując jedynie jednośladom, którym, niestety, wstęp na podseulskie lotnisko Inczon jest wzbroniony. Z dworca PKS-u w dzielnicy Gangnam odchodzą co prawda bezpośrednie autobusy na lotnisko, jednak dojazd trwa dłużej i kosztuje więcej niż pod ziemią. Jakieś cztery razy. No, ale gawiedź pchana „efektem stada” jeździ sobie tymi autobusami. I dobrze im tak, metro już jest wystarczająco zapchane, a kierowca też za coś żyć musi. Na wypadek jednak, gdyby ktoś chciał się wyłamać, to z pod dworca PKS ze stacji o wspólnej z dworcem nazwie należy linią 9. udać się na lotnisko Gimpo, a następnie po drugiej stronie tego samego peronu przesiąść się w „kolej lotniskową” bezpośrednio na lotnisko Inczon.

Lotnisko Inczon jest jednym z najwydajniej rozplanowanych lotnisk na świecie i zarówno przyloty jak i odloty są bardzo przyjemne. Mowa oczywiście, o starszym Terminalu 1. Otwarty przed Olimpiadą w 2018. roku Terminal 2. jest tego całkowitym zaprzeczeniem. Zrobiony po taniości i na szybko, co niestety, mimo błyskających wszędzie kolorywych ekranów i diodek uderza na każdym kroku. Toalety są małe, poza tym współdzielone z  personelem, nierzadko zdarza się wiec spotkać celnika np. myjącego zęby po obiedzie. Poza tym brakuje przestrzeni dla pasażerów, a to dlatego, że każdy dostępny metr kwadratowy (których jest niewiele – bo postawiono po taniości) wykorzystano na funkcje handlowe. Zaletą jest jedynie kryty dworzec PKS i muzyka na żywo wykonywana przez urodziwe i utalentowane niewiasty w strefie odlotów. Żenujący jest jednak widok podstarzałych amerykańskich biznesmenów z nieodzownym brzuszkiem usiłujących komplementami zdobyć dane kontaktowe tychże. Zarówno te niewiasty, jak i roznosicielki samolotowe mają na pewno po dziurki w nosie takich propozycji i to niekoniecznie od pasażerów klasy ekonomicznej. Miejmy nadzieję, że zarobki wynagradzają te upokorzenia.

Wracając… otóż okazuje się, że obsługa lotniska może odmówić pasażerowi wejścia na podkład z powodów zdrowotnych. Ja „straciłem dużo krwi” (no istotnie, podczas pięciogodzinnej podróży na lotnisko bandaż zaczerwienił sie niczym flaga ZSRR), w związku z czym pani przy odprawie zażądała zaświadczenia „zdolny do lotu” wydanego przez lotniskowe ambulatorium.

Niestety w ambulatorium przeurocza pani doktor w laczkach z myszką Miki uparła się szyć. Swoją drogą ciekawe, że tak szybko plastikowe Crocsy wyparły drewniaki w instytucjach służby zdrowia. Teraz pewno Holendrzy znów zacierają ręce słysząc o coraz to nowszych obostrzeniach dotyczących stosowania plastiku.

Uparła się szyć, mimo, że „Wie Pan, w zasadzie to ja tu nie jestem od szycia, to znaczy umiem szyć, ale specjalnie nie robię.” Niewątpliwie upweniając się „ale nie pracuje Pan rękoma, prawda?” nie uspokoiła moich wątpliwości odnośnie nadchodzącego zabiegu.

Z tym szyciem to było na wyrost, bo przygotowano takie jakieś ceraty papierowe czy coś, co to na filmach doktor Zosia, czy tam inny Burski okrywa delikwenta odsłaniając tylko małą dziurkę na cięcie, co by pacjenta krew nie zalała. (W Korei krew zwykle zalewa kiedy dostaje rachunek za leczenie – bo tam nic nie ma za darmo.) W przypadku szycia palca jest to kuriozalne, bo ta cerata jest wielkości chustki do nosa z dziurą przez którą trzeba przełoźyć palec. Zwykłe marnotrastwo, żeby pieniądze wyciągać. Jeszcze ta lekarka tak pokuła tym znieczuleniem, a i tak do przy przedostatnim szwem okazało się, że nie trafiła.

„To ja Pana jeszcze raz znieczulę na to ostatnie” – rzekła młoda lekarka o niewątpliwie małym apanażu. (Apanaże zawsze są za małe, nawet jeśli są duże, właściwie, im większe tym mniejsze się wydają.) Oczywiście odmówiłem jednorazowego kłucia tylko po to, żeby mnie nie bolało, jak się jeden raz kobita będzie wkłuwać.

Cała ta przyjemność kosztowała mnie równe sto tysięcy koreańskich wonów, ale z wystawionym zaświadczeniem, mimo tego, że nie zdążyłem przed zamknięciem odprawy to obsługująca mnie uprzednio niewiasta oddała wejściówki, w wyniku czego siedzę teraz w arabskim mieszkaniu pisząc te słowa…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: